top of page

JA – TWÓRCZA: odzyskiwanie głosu, który milczał zbyt długo

Nie od razu wiedziałam, że jestem twórcza. Długo sądziłam, że to słowo przynależy do artystów z wielkimi planami i wypchanym portfolio.

A ja…?

Ja po prostu próbowałam nie umrzeć z braku sensu.

Tworzyłam z potrzeby istnienia.

Z miejsca, gdzie nie było już nic innego.

Ze zmęczenia, z rozpaczy, z czułości.

Z życia, które nie mieściło się w schematach.

Ze słów, które wracały do mnie w środku nocy.


ree

Ale ta potrzeba tworzenia ma starszy rodowód. Moja mama przyjechała kiedyś do Wrocławia jako młoda dziewczyna – z marzeniem, by uczyć się w szkole plastycznej. Rysowała, haftowała, szyła. Miała ręce, które umiały nadać formę pięknu. I serce, które wiedziało, jak zadbać o siebie – i o innych. Wyszła za mąż. Urodziłam się ja. Zamiast plastyki – zakład pracy. Zamiast sztuki – rola matki. A potem: choroba. Ciało, które nie chciało już współpracować i całą twórczość mamy zamknęło w ciasnych ramach codziennej egzystencji. Drzwi do zawodowej kreacji zamknięte, zanim dobrze się otworzyły.

Ojciec lubił literaturę, historię, uczył się z nami nowych rzeczy – a większość życia kierował ludźmi w zakładzie produkcyjnym.


A ja?

Zachwycona matką, podobna do ojca w sposobie myślenia –ucząca się błyskawicznie, łącząca fakty, podważająca status quo –nie widziałam siebie jako twórczyni. Bo przecież „nie mam zdolności manualnych”. Nie potrafię szyć, rysować, lepić. Więc umniejszałam to, co było naprawdę moje: ruch. dźwięk. emocja i słowo.

Lubiłam czytać, pisać, tańczyć. Ale długo nie doceniałam, że to też jest twórczość. Że rozumienie człowieka – to też dar.

I tak, jak moi rodzice – powtórzyłam ich wybór. Skończyłam ekonomię.

Włożyłam swój talent do szuflady.

Ale on tam nie umarł. On się tlił.

Czekał.


I tak powstały moje pierwsze brudnopisy.

Nie dla świata. Dla siebie. Jak zaklęcia, które miały utrzymać mnie przy życiu.

Dziś wiem, że tworzenie to nie dekoracja egzystencji.

To jej rdzeń.

To sposób oddychania, gdy nic innego już nie działa.

To sposób mówienia do siebie: „widzę cię, słyszę cię, jesteś ważna” – zanim jeszcze ktokolwiek inny to zrobi.


Dziś wyciągam swoją twórczość na światło dzienne.

Patrzę na nią raz jeszcze. Z czułością. Ze zgodą. Z odwagą.

I odpowiadam na rodzinną historię niespełnienia:

ja będę pierwsza, która pokaże i podzieli się z ludźmi językiem obrazu, magią słowa, ruchem i dźwiękiem.

Ta przestrzeń bloga będzie tego świadkiem. I śladem.


W tej kategorii „JA – TWÓRCZA” nie znajdziesz strategii sukcesu ani recept na genialne życie. Znajdziesz za to życie – prawdziwe, poplątane, czasem nieudane, ale zawsze poszukujące światła. Znajdziesz wierszydła i refleksje. Cytaty z duszy. Obrazy, które opowiadają więcej niż słowa. I może – jeśli zechcesz – odnajdziesz też kawałek siebie.

Bo twórczość to nie styl życia. To styl obecności. Bycia w kontakcie z tym, co najgłębiej we mnie – i może również w Tobie.

Zaczynam.

Nie od arcydzieła. Od brudnopisu.

Bo to tam bije serce tego, co prawdziwe.


Małgorzata IRI Jakubowska – JA TWÓRCZYNI - pisarka życiowego brudnopisu, twórczyni metody IRI, terapeutka ustawień systemowych. Zamiast igły – słowa. Zamiast płótna – życie.

Piszę, by odnaleźć sens. Dzielę się, by inni odnaleźli siebie.

W tej przestrzeni odzyskuję własny głos – i dziedzictwo niespełnionej twórczości rodowej.

Komentarze


IMG_0840_edited.jpg
bottom of page