Ewa siedziała zgaszona w fotelu. Nerwowo skubała palce, choć reszta ciała trzymała przede mną fason. Na zewnątrz wyglądała na babkę, która wie czego chce. Ale wewnątrz targały nią wątpliwości. Czy oby na pewno robi dobrze?
Męża poznała jeszcze w szkole średniej. Czas narzeczeństwa zamienili w małżeństwo jakoś niedługo po maturze. W tym samym czasie związek przeistoczył się w rodzinę. Byli młodzi, zamieszkali u rodziców męża, były ku temu i warunki i wola wszystkich zainteresowanych stron.
Do czasu.
Dla Ewy dosyć szybko stało się jasne, że to w czym rodzina narzeczonego wydawała jej się lepsza od jej własnych rodziców – a potrafiła to wygarnąć swoim w oczy – było dokładnie tym, co już znała z własnego domu. A prawda taka, że uciekła z domu w to małżeństwo.
Tak jak w powiedzeniu: u sąsiada trawa jest bardziej zielona, tak straumatyzowanemu dzieciakowi, który ledwo co wskoczył w dorosłe życie, inna rodzina wydaje się bardziej… rodzinna.
Tylko trauma ciągnie do traumy, przyciągają się pasujące do siebie historie rodzinne. A taki związek staje się areną, na której te historie się dopełniają, równoważą, odtwarzają… a my nie możemy się zobaczyć i spotkać jako ta para: kobieta i mężczyzna.
Ale wróćmy do Ewy.
Owszem, w nowym domu u teściów było inaczej, mniej krzykliwie, nawet nad-opiekuńczo, ale… równie sztywno i kontrolująco. Brakowało oddechu, przestrzeni na dotarcie się, możliwości układania własnych zasad, smaków i rytmów. Ewa ciężko westchnęła i na moment zamilkła, zapadając się we wspomnieniu. O to nie miała żalu – czas wniósł pewne zrozumienie. Weszłaś między wrony…? Kracz i płacz, ale jednak kracz! Krakała.
Do czasu.
Zdarzyło się kilka razy, że mąż nie stanął po jej stronie w kłótni z teściową. Ok. Nie wiedziała wtedy, że ją bronił przed matką, tylko ona tego nie słyszała. Tych rozmów już nie była świadoma… Jednak zdarzyło się i tak, że mąż stanął przeciwko niej, choć znał sprawę, szczegóły, sam dokonał swojego wyboru… Potem zachowywał się tak, jakby o niczym nie wiedział. Tak było, gdy pojechała z dzieckiem do babci. A on nie. „Za daleko!” Może i tak… Przyzwyczaiła się, że trochę tak czuje się pozostawiona sama sobie, z tym czego by pragnęła… znów nie chciał, bo coś było nie tak… nie pierwszy i nie ostatni raz. Jednak za bardzo się już dusiła tą opieką teściów, by odpuścić wyjazd. I wytrzymać choćby jeszcze jedną wspólną chwilę pod ich czujnym „opiekuńczym” okiem. Skłamała im, bo nie umiała wprost odmówić zaoferowanej pomocy „podwiezienia przez kuzyna matki ze strony ojca”. Ani grama więcej od nich nie weźmie…! Ani nic nic! by nie wybuchnąć gniewem w odpowiedzi na nieustającą nieproszoną pomoc!
Skłamała teściom, ale mąż i jej rodzice znali wszystkie szczegóły wyjazdu. A miał ją odwieźć do babci kolega siostry. Co się mogło nie udać? Jak się okazało - wszystko!
Wyjazd dał jej upragniony oddech, zmianę klimatu, pomoc przy dziecku, możliwość odespania zarwanych nocy, możliwość pogadania z inną młodą mamą, spotkanie z dawno niewidzianą rodziną… ale pewnego dnia zadzwonił telefon, po którym zmiękły jej kolana.
Głos teścia oskarżycielsko dał znać zdradliwej synowej, że Oni o wszystkim wiedzą! O czym??? ciemniało jej w oczach. No to się jej nie mieściło w głowie, w wyobraźni i w rozumieniu ludzi! Przecież jej mąż o wszystkim wie! To On nic im nie powiedział??? Nie mogła połączyć kropek, bo z nerwów tak ją mdliło, że nie mogła się na niczym innym skupić. I tak już zostało do końca pobytu, przez drogę powrotną i spotkanie pod domem.
Mąż…
nie tylko nie powiedział. Gdy wyciągał walizki z samochodu zachowywał się tak, jakby o niczym nie wiedział. Zapomniał, że nie pojechał z nią bo „było mu tam za daleko”. Wręcz zaprzeczył! Oskarżył ściszonym tonem. I ukarał milczeniem. Zresztą tak zrobili wszyscy w tej rodzinie!
Krakała. Płakała. Milczała. Pękła.
Wzięła dzieciaka pod pachę i wyprowadziła się do swoich rodziców. Było Jej już wszystko jedno.
I tak przecież wpadła z deszczu pod rynnę!
Straumatyzowane dzieci zachowują się jak… dzieci, więc umówmy się, że w tej historii Ewa też ma swoje za uszami. Związek i partner pasują jak ulał do naszej wibracji – dynamiki, którą nosisz w swoje matrycy życia i relacji. No i nie zawsze trzeba kłamać, by się chronić. Czasami warto zdecydowanie rozpoznać swoje granice, zadbać o autonomię, pozbierać cząstki JA w całość po traumie i popracować intensywnie z programami Rodowymi. Wtedy mamy szansę z deszczu wpaść pod parasol albo i w czułe ramiona. Bo razem zmoknąć, a potem razem się suszyć, to już zupełnie inna historia! J
Może i Ty pragniesz zakończyć doświadczenia, które Cię ranią?
Zauważasz w swoich reakcjach schemat, który przysparza Ci cierpienia?
Może skrywasz w sobie ból, który jest wspomnieniem dawnych wydarzeń i odbiera Ci radość życia. Może nosisz w sobie traumę, która blokuje nadzieję i wolność. Może Twoje ciało „coś” pamięta i dlatego tak trudno Ci uwolnić miłość. Może mieszka w Tobie lęk, którego nie potrafisz się pozbyć. Może zmartwienia, te codzienne i te niezrozumiałe, stają się tak ciężkie, że dosłownie nie możesz cieszyć się tym, że JESTEŚ KOBIETĄ.
Pracuję metodą Ustawień Systemowych IRI, więc mogę Ci pomóc:
– odnaleźć przyczyny blokad i lęków oraz delikatnie poradzić sobie z nimi
– sięgnąć do podświadomość i pamięci ciała, by zmieniać obraz trudnych wspomnień
– dowiedzieć się „co” stoi za Twoimi problemami, dzięki temu łatwiej je rozwiążesz
– budować świadomość i zrozumienie swojego postępowania, byś mogła częściej sięgać po swoje naturalne kobiece zasoby
– zwiększać siłę i umiejętności przeżywania swojego życia, by zmiany przejawiały się nie tylko w głowie ale i w Twoim życiu
- poprawić jakość relacji rodzinnych i partnerskich
- pomóc odciążyć dziecko z nieprzeżytych emocji i energii traum
- aktywizować kreatywność i przepływ na polu zawodowym i finansowym.
Poczujesz ULGĘ. Zrozumiesz. Zobaczysz. Odzyskasz wolność, naturalność i SPOKÓJ. I radość! Powróci połączenie z ciałem, czucia z myśleniem.
Odkryjesz w sobie na nowo jaką cudowną JESTEŚ KOBIETĄ.
Zapraszam, Małgorzata IRI Jakubowska
Comments